Przedsiębiorca – niezłomny jak bokser
7 lutego 2025

Zarządzasz firmą? Ile razy dostałaś/dostałeś po nosie?

Od urzędów, od kontrahentów, od sytuacji rynkowych, na które nie masz wpływu. Trwasz dalej, dalej prowadzisz biznes? W moich oczach masz kompetencje boksera. Potrafisz przyjmować ciosy i robić uniki. Każdy na Twoim miejscu już dawno padłby na deski, a Ty wstajesz i dalej wystawiasz się na ciosy. Masochizm? Nie, przedsiębiorczość.

Przedsiębiorca wyróżnia się w społeczeństwie wyższą skłonnością do ryzyka. Podejmując się prowadzenia własnej działalności gospodarczej, decydujemy się na uprawianie „sportu ekstremalnego”. Nie robimy tego jednak, bo lubimy ból. Bokser też wchodzi na ring w innym celu niż zgromadzenie kolejnych siniaków, opuchniętej twarzy czy złamanego nosa. Bokser liczy na zwycięstwo, liczy na nagrodę za wygraną walkę.

A przedsiębiorca? Na co liczysz, „kaskaderze”?

Predyspozycje do prowadzenia własnego biznesu ma około 4% społeczeństwa. To ta grupa jest gotowa opuścić strefę komfortu, jaką daje praca u kogoś. Są gotowi pocić się, trudzić, „przelewać krew” po to, by nagroda przewyższyła to, co może dać im za tę samą pracę pracodawca.

Co roku w Polsce likwidowanych jest dziesiątki tysięcy firm. Za częścią z nich stoją przedsiębiorcy, którzy rozczarowali się wizją „łatwej kasy” na swoim. Część z tych osób marzyła o „dochodzie pasywnym” i podbojach rynku. Rozbili się jednak o ring, zanim jeszcze na niego weszli. To bokserzy, których pokonały drzwi do sali treningowej. Czy jednak dobrze uczynili, że zrezygnowali?

Bycie przedsiębiorcą wymaga pokory, trudno o nią, gdy się dopiero zaczyna. Czy da się zatem coś zrobić, by przetrwać trudny początek prowadzenia firmy? W mojej ocenie tak, wystarczy się odpowiednio przygotować. Zdobyć wiedzę i niezbędne umiejętności. Zrobić dobre analizy i przygotować się na różne scenariusze. To można zrobić samodzielnie, studiując publikacje, biorąc udział w kursach (jeden z nich, „Akademia Start-Upu”, niedługo w mojej ofercie). To wszystko jednak prawdopodobnie nie wystarczy.

Część z osób sobie poradzi, ale większość trafi na ścianę, jak maratończyk na 30. kilometrze. Skończy się paliwo mentalne, siła charakteru zostanie wystawiona na próbę. Co wtedy? Wtedy warto poszukać pomocy. Znaleźć sojusznika, bardziej doświadczonego przedsiębiorcę, doradcę biznesowego lub inną osobę, która wysłucha, da informację zwrotną, jak ona postrzega sytuację. Bardzo często to wystarczy, by dostrzec, że wcale nie jest tak źle, że może nawet leżymy zakrwawieni już na deskach, ale nasz przeciwnik też zdrowo oberwał – jeszcze stoi, ale słania się na nogach. Nagroda jest na wyciągnięcie ręki, czeka tuż za rogiem – wystarczy wstać, zebrać ostatnie siły i zadać ten ostatni cios.
Potem już sielanka: sędzia unosi rękę zwycięzcy, sponsor przynosi czek na tłustą sumkę, opuchlizna z twarzy schodzi. Nasz zawodnik nabiera charakteru, wie, że potrafi zwyciężać, co zatem robi dalej? Oczywiste: pakuje się w kolejną walkę, bo przedsiębiorca walczy wciąż, często wygrywa, ale czasem też „dostaje bęcki”. Statystycznie powinien być na plusie, a jak to w praktyce bywa? Sami wiecie. Grunt to się nie poddawać. Jeżeli nie lubisz nudy i stagnacji, „bierz się za bary z biznesem” – będzie się działo.

Brak komentarzy w tym wpisie:

Dodaj komentarz jako pierwszy: