Wielu się o tym przekonało, korzystając z nawigacji w samochodzie. Ustawiasz najkrótszą trasę, a nawigacja prowadzi Cię przez najgorsze ścieżki i często lądujesz w krzakach albo w jeziorze. Podobnie jest z biznesem: chcesz jak najmniejszym nakładem i w jak najkrótszym czasie osiągnąć cel. Zwykle wtedy zapominasz o podstawowych zasadach i Twój wymarzony biznes prowadzi Cię na skraj bankructwa.
Obserwując przez lata przeróżne startupy, zauważyłem pewną prawidłowość, wręcz można by się pokusić o nazwę: zasada wyboru niszy rynkowej przez leniwego kandydata na przedsiębiorcę. Nie chcę tu nikomu wypominać lenistwa, bo obok efektu „próżniactwa społecznego” opisanego przez Ringelmana [w 1913 roku], mamy też wrodzoną skłonność do ułatwiania sobie życia. Droga na skróty, którą uznać należy za kreatywne podejście do optymalizowania drogi, może nas zwieść na manowce i w rezultacie storpedować szanse na osiągnięcie celu.
Zasada błędnego wyboru niszy rynkowej ma w mojej ocenie związek również z tym, że osoby obdarzone choćby tylko troszkę „bakcylem przedsiębiorczości” są bardzo wyczulone na wszelkiego typu „okazje biznesowe”. Niestety, często okazuje się, że korzystają z pojedynczego sygnału świadczącego o potencjalnej niszy i próbują na tym zbudować model biznesowy. Później okazuje się, że nisza, którą znaleźli, jest tak płytka, że ani nikt jej nie próbuje zapełnić, ani nikt nie ma szans na niej zarobić.
Dla zobrazowania przytoczę przykład i założę się, że przypomnisz sobie sytuację, gdy ktoś z Twojego otoczenia lub Ty sama/sam brał pewne sygnały za okazję biznesową.
Wyobraź sobie taką sytuację:
Twoja znajoma wybiera się na urodziny i szuka oryginalnego prezentu dla koleżanki. Wpada na pomysł, by kupić jej coś do wystroju mieszkania. Widzi w internecie pięknie ozdobioną starą lampę. Niestety, okazuje się, że lampa z internetu już się sprzedała. Zarażona bakcylem swojego pomysłu szuka podobnego wyrobu w sieci i… nie znajduje go. Odwiedza kilka pobliskich sklepów ze starociami i bibelotami do wyposażenia mieszkań – tam też nie znajduje starych lamp. Decyduje się kupić inny prezent, ale kiedy próbuje zasnąć wieczorem, powraca jej natrętna myśl:
– Kurczę, śliczna była ta lampa, nic dziwnego, że od razu się sprzedała. I nikt takich lamp nie produkuje. Przecież to genialny pomysł na biznes – produkt, na który jest tak wielki popyt, że sprzedaje się „na pniu”, i do tego jeszcze zerowa podaż!
Ponieważ nasza bohaterka jest wyposażona w „ducha przedsiębiorczości”, postanawia nie czekać, działać. Trzeba się tym szybko zająć, skoro ja wpadłam na ten pomysł, to zaraz ktoś jeszcze go zacznie realizować. Ale czy na pewno to dobry pomysł? Chmm, kogo by tu zapytać o zdanie? Na pewno nie Jacka i nie Marka – oni mają żyłkę do interesów, to zaraz mi ten pomysł „ukradną” i jeszcze specjalnie powiedzą, że jest bez sensu. Chmm, zapytam Olę, ona co prawda nie ma żyłki do interesów, ale też lubi fajne bibeloty do dekorowania domu.
Jak Ola usłyszała o pomyśle, to aż podskoczyła na fotelu:
– Tak, tak, to super pomysł, nigdy bym nie wpadła, że coś takiego można robić.
Na pewno się uda. Badania rynkowe zakończone, trzeba realizować pomysł.
Jak pomyślała, tak zrobiła.
Zaczęła wyszukiwać w sieci stare lampy i skupować niemal wszystkie, które wyglądały na takie, które nie rozpadną się w rękach. Stosy paczek spływały każdego dnia, a nasza bohaterka doświadczyła nieco „zakupowego haju” – mogła się wyżyć w końcu robiąc zakupy na potęgę i to w zacnym, jak jej się wydawało, celu.
Dodatkowo, jako osoba nieposiadająca kompetencji rzemieślniczych w żadnym z fachów, zapisała się na dwa kursy rękodzielnicze, na których zamierzała się nauczyć technik zdobienia lamp. Minęło kilka tygodni, w garażu wyrósł okazały stos kartonów zawierających stare lampy. Nasza bohaterka ukończyła swoje kursy, kupiła więc materiały do zdobienia lamp za pokaźną kwotę.
Nadszedł czas realizacji.
Wydała niemal całe swoje oszczędności, wakacje na Seszelach odeszły na drugi plan. Zaczęła się praca twórcza. Nasza bohaterka zaczęła rozpakowywać lampy i szukać tej pierwszej, którą ozdobi i sprzeda za sporą kasę. Okazało się, że to dość czasochłonne zajęcie. W jeden weekend zdołała rozpakować i dokładnie obejrzeć tylko kilka lamp. Okazało się też, że niektóre wymagają naprawy od strony elektrycznej, by zachować swą funkcję i nie zabić użytkownika. Zaczęła szukać elektryka, który pomoże. Okazało się, że nikt nie ma czasu na takie drobiazgi. Poprosiła więc znajomego „złotą rączkę” o prowizoryczną naprawę dwóch lamp.
Mogła wreszcie się wykazać. Ozdobiła obie lampy najlepiej, jak umiała. Jedną owinęła konopnym sznurkiem i dodała kolorowy kwiatek z tkaniny. Drugą odmalowała specjalistycznymi farbami w tęczowe wzory.
Miała już więc pierwsze dzieła, teraz sprzedaż.
Nic prostszego, są przecież ogólnodostępne portale, na których ludzie sprzedają wszystko. Wystawiła więc na 3 portalach i na wszelki wypadek kupiła najdroższą opcję promowania, by przyspieszyć sprzedaż. […] te 3 kropki to czas, jaki minął od wystawienia lamp na portalach. Po tygodniu odezwał się jeden chętny klient – napisał, że ładne i że wziąłby, ale jest za drogo. Dopytała o jego ofertę, usłyszała kwotę, jaką zapłaciła za lampę, którą przerobiła.
Nie będę ciągnął dalej tej historii, wiesz, co było dalej.
Takich „okazji” jest mnóstwo. Czy należy z nich korzystać? Czy każdą należy odrzucać?
Jeżeli szukasz pomysłu na biznes dla siebie, to warto pochylić się nad każdym pomysłem. Warto jednak dokładniej zbadać temat. Brak podaży może oznaczać, że dany biznes jest zbyt ryzykowny lub nieopłacalny.
Jeżeli chcesz poznać opinie innych, to nie unikaj konsultacji z osobami z doświadczeniem w biznesie – oni raczej będą się trzymać swojej branży, za to na pewno od razu zauważą ryzyka związane z Twoim pomysłem.
Czy każdy, tak pochopnie rozpoczęty biznes jest skazany na porażkę?
Nie, zawsze, gdy okazuje się, że coś nie idzie po naszej myśli, warto poszukać rozwiązań. Jeżeli nie jest za późno, można wrócić do analizy rynku i realnej oceny własnych zasobów. Po dobrej analizie często rozwiązania nasuwają się same. To, co ważne, to żeby podjąć działania natychmiast, gdy zauważymy problem i nie bać się zrobić kroku wstecz. Czasami to jedyne rozwiązanie, które pozwoli uniknąć sporych strat.